środa, 2 grudnia 2015

NIHILIST (1987-1989)


Ostatnio coś się ze mną stało, progresywny rock odstawiłem chwilowo na półkę. Prawdopodobnie przez nadchodzące święta nawróciłem się na granice thrashmetalu.


NIHILIST (wcześniej Brainwarp, dzisiejsze Entombed) to szwedzka formacja deathmetalowa założona w 1987r. w Sztokholmie, której to twórczość składa się na kilka (świetnych) dem. Nagrali trzy samodzielne "płyty" (nagrywali kasety): Premature Autopsy '88, Only Sheds Remain ' 89 i wreszcie Drowned '89. W 2005 roku powstała kompilacja twórczości Nihilist wydana na płycie przez Treeman Recordings. Grupa miała wiele problemów w utrzymaniu składu. Ostatecznie w 1989 roku zespół przekształca się w Entombed usuwając Johnny'ego Hedlunda.




Skład:
Nicke Andersson - perkusja(1987-1989)
Ulf "Uffe" Cederlund - gitara(1987-1989)
Alex Hellid - gitara(1987-1989)
Johnny Hedlund - bass (1988-1989)
L-G Petrov - wokal (1988-1989)





piątek, 20 listopada 2015

Gust muzyczny - tylko krowa nie zmienia zdania...




Nieco wulgarnie i sentymentalnie. 
Nigdy nie lubiłem Floydów, wiesz dlaczego?... bo ja chyba tez nie.




Dzisiaj po latach przesłuchuję pierwsze ich wydania i sam siebie nie rozumiem. Doszedłem do wniosku, że z biegiem czasu trzeba wracać do muzyki którą wcześniej za coś znienawidziłeś stanowczo z zaciśniętymi pośladkami. Tak miałem z KISS albo Slipknot. O ile KISS jest dziś dla mnie niczym cud, brzmienie samego boga... albo szatana, to Slipknot nadal pozostaje pod znakiem zapytania, rzecz jasna jeszcze tego nie odświeżyłem, ale kiedyś naprawdę "Iowa", które durnie wymawiałem "Lowa" to było jedno z tych pierwszych brzmień które mnie wciągnęło na długie miesiące . Niemiłosiernie irytują mnie grupy w przebraniach, maskach itd. chyba zbyt bardzo przypomina mi to o zaistnieniu Lordi... matko i córko, toż to żart! (jeden mój znajomy ich pokochał, a ja nie wiedziałem jak mu wytłumaczyć, że jest głupi).


Wracając do Pink Floyd - jak mogłem znienawidzić? Co więcej próbowałem zarażać tym zniesmaczeniem innych... to podłe, ale trudno, najwyraźniej zabrałem się za psychodeliczny rock w niewłaściwym wtedy dla siebie okresie. Chociaż ostatnio wydany "The Endless River" (2014) umocnił mnie w przekonaniu, że miałem rację.
Nie ma co się rozwodzić nad tym jak ważną rolę grupa pełniła w tworzeniu rocka lat siedemdziesiątych. Nie istnieje człowiek, który nigdy nie słyszał o Pink Floyd.
Od rana głównie słucham zespołu i staram się nie zachwycać, o ile przy "The Piper At The Gates Of Dawn" (1967) się udało, to przy "A Saucerful of Secrets" (1968) i "Music from the Film More"(1969) wymiękam. Trzeci album jest kwintesencją progresywnego rocka, (co dziwne na niektórych stronach zajmujących się gatunkiem to właśnie pierwszy i drugi album jest wyżej oceniony, mimo iż przeważają tam kawałki popowe, ale to moje subiektywne zdanie) czymś czego szukam w muzyce, kawałki psychodeliczne, popowe, jazzowe czy bluesowe. Przede mną "Ummagumma" (1969) który jest pozycja obowiązkową. Kawa się zaparzy, słuchawki, ciepłe kapcie i dymek. Myślę, że to wspaniały pomysł by wykorzystać chwile czasu samotnie, chociaż do Ummagummy przydałby się raczej letni browar, niestety dzisiaj jeszcze prowadzę!...


niedziela, 26 lipca 2015

Uriah Heep - "Salisbury" (1971)

1969., Mick Box i David Byron (wtedy Garrick) zakładają zespół Spice. Dostają propozycję nagrania swojego pierwszego albumu, ale do tego potrzebna im dwuczłonowa nazwa, chodziło głównie o to by nazwa chwyciła i była równie wspaniała jak Deep Purple.
„Było Deep Purple, Black Sabbath, D, B, a na drugim końcu alfabetu U. Dobrze wyglądało w druku, więc podobał się nam ten pomysł.” - słowa Micka Box'a. Tak powstało URIAH HEEP. Nazwa zespołu została zaczerpnięta od nazwiska jednej z postaci powieści David Copperfield Dickensa.
Po pierwszym albumie Very ' eavy... very 'umble, dzięki któremu wkręciłem się w tą muzykę, z wybitnym „Gypsy", grupa zdecydowała się na kolejne wydanie, pod przewodnictwem Kena Hensleya gitarzysty i klawiszowca, wcześniej grającego m.in. w The Gods.
Salisbury to drugie wydanie Uriah Heep z 1971., to świetny zestaw utworów progresywnego rocka, z nazwą zapożyczoną od miasteczka w południowej Anglii. Ciężko wyrazić jak dobry jest ten album. „Bird of Prey" czyli pierwszy bardzo gitarowy utwór i poetycki  śpiew Byrona w „The Park". Dość krótki album, łącznie z suitą „Salisbury", to niespełna 39 minut.
Na największą uwagę zasługuje właśnie ten 16-minutowy progresywny kawałek. Jest to jedna z najwspanialszych suit na orkiestrowym podłożu, łącząca w sobie niesamowicie wiele form muzyki. Utworem „Salisbury" Uriah Heep udowadnia wspaniałość i talent twórców.

katedra w Salisbury


Moja ocena: 8/10

TRACK LISTA:
Side A
1. Bird Of Prey (4:05)
2. The Park (5:38)
3. Time To Live (4:02)
4. Lady In Black (4:33)

Side B
1. High Priestess (3:39)
2. Salisbury (16:02)



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dusznica bolesna... #2

6 miesięcy z bani. Pół roku to stanowczo za długo by wrócić do tego i robić TO w podobny sposób jak przed przerwą. Blog jest ładny (stworzyłem wizualny ideał, wg mnie oczywiście) i ma w sobie jakąś tam wartość merytoryczną, czegoś się nauczyłem, a czegoś innego oduczyłem. Blog od dzisiaj będzie kontynuowany, niestety albo stety chcę zmienić koncepcje publikowanej treści. Odrzucamy szablony i piszemy co do głowy przyjdzie, wciąż muzycznie, rockowo, jednak nie schematycznie, prowadzony po prostu inaczej niż dotychczas - jeszcze nie wiem jak. Wydaje mi się, że niema sensu pisać o wydaniach z lat 60, 70, 80, w sposób jakby były nowością na rynku, znam wiele blogów które to już zrobiły lepiej, i nie widzę potrzeby by wtrącać do tego swych głupich trzech groszy.
Mam jeden post praktycznie gotowy, napisany 6 miesięcy temu, sprawdzę błędy, może coś dopisze, i jeżeli będzie to w miarę zdatne do czytania, jutro z rańca pojawi się tu, na muzycznym progu.

Ach tak, postanowiłem również podzielić wszystko na grupy, stworzyć jakaś serię. Cholera, prowadzę jeden z najsłabiej radzących sobie i nie rozwijających się muzycznych blogów, jakie można znaleźć. Dlatego śmiało mogę powiedzieć, że jest progres... ponieważ szykuję może niewielkie, ale jednak zmiany.

Miłego popołudnia.